środa, 11 listopada 2015

OHZ i liźnięcie "Borowika"

Korzystamy z dnia świątecznego i sprawdzamy kilka stogów. W małym 3-2-1 na łące Ka coś zaznacza. Podkręcona szuka intensywnie, ale nie może dokładnie go zlokalizować. Dopuszczamy Irę i pokazuje się rudy "kolega", siedział w wąskim kanale na półpiętrze. Potem idzie z górki, lis ruszony kombinuje i w końcu Ka wypycha go pod lufy Arka, który z tego skrzętnie korzysta;).
Następny to spory 5-4-3-2-1 blisko szosy. Trochę niebezpiecznie, ale decydujemy się na niego. 
Ira szybko lokalizuje lisa na pierwszym piętrze. Mykita robi w dużym stogu uniki, więc dopuszczamy Ka. Po około 20 minutach Ira wygania rudego na czole pod nogami Pawła. Ten strzela raz, potem brak możliwości poprawienia - suka siedzi lisowi na kicie. Kiedy przechera robi kilka uników, już za szosą Paweł poprawia, lis przyjmuje, ale cały czas biegnie. Widzę jak Ira dogania go, mam nadzieję, że dojdzie rudego na polu. Niestety ten kieruje się w wielki parów, gdzie są nory. Do pogoni dołącza Ka i ja z moimi krótkimi nogami. Kiedy dobiegam do skraju pola, lis broni się przed oknem i próbuje odeprzeć ataki Iry, podbiegam i strzelam z ostrożności z boku - bez skutku, lis znika w norze a za nim dwie suki. Dochodzi reszta grupy, miny nietęgie. Lokalizator wskazuje 6 metrów w glinie. Jedynie Paweł nie traci animuszu (chyba jeszcze nie kopał) i czując się w obowiązku zaczyna kopać z taką miną:)
W środku słychać szarpanie, wiemy co to oznacza, ale jak tu wydostać towarzystwo. Po pół godzinie wychodzi zadowolona weteranka Ira. W między czasie łamiemy szpadel i pozostaje nam czekanie. Po 3,5 godzinie na szczęście  wraca także zadowolona Ka. Zapada zmrok i kończymy nawet beż zdjęcia pokotu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.